Zdzisław Beksiński to jeden z najwybitniejszych polskich artystów XX wieku. Wystawę jego mrocznych, ale arcyciekawych prac można zobaczyć w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej na ul. Dziekania 1.
Jego twórczość nie należy do łatwych. Artysta podejmuje tematykę egzystencjalną w wymiarze bardzo uniwersalnym i w niekonwencjonalny sposób. Posługuje się metaforami, przeważnie ciemną mroczną kolorystyką, deformuje rzeczywistość i pozbawia człowieka jego ludzkiej natury, pozbawia tożsamości, jakby chciał mówić nie o konkretnym człowieku, ale o ludzkości w ogóle. Jest to twórczość silnie oddziałująca na emocje widza, często wstrząsająca, zwłaszcza kiedy taki odbiorca spaceruje sobie po słonecznej, tętniącej życiem Starówce i zaintrygowany, głodny sztuki wkracza w świat śmierci, samotności, strachu, zniszczenia. Ale prawdziwa sztuka ma przecież dostarczać emocji, pobudzać do refleksji, zadawać pytania.
Ekspozycja składa się z 27 prac. Możemy na niej zobaczyć typowe dla artysty obrazy i motywy, takie jak posplatane ludzkie dłonie, głowy pozbawione oczu i rysów, zasłonięte twarze, pustkowia i krzyże z wyraźnym nawiązaniem do ukrzyżowania Chrystusa, ale jakby mówiące, że jego poświęcenie nie miało sensu, To, co zostało w człowieku, to pogorzelisko. Patrzymy na obraz i widzimy sylwetkę istoty ludzkiej, ale pod powłoką są zgliszcza. Przyglądamy się wszystkim obrazom i widzimy duszę człowieka samotnego, zgorzkniałego, chorego, rozczarowanego światem. Trudno znaleźć tu coś optymistycznego, chociaż na niektórych obrazach widać przebijające się przez mrok, przez mgłę, przez skały światełko, promyki słońca czy może przebłyski księżyca. I jeżeli na końcu skupimy się na tym, to bagaż bogactwa zdobytego na wystawie zostanie w nas, ale będzie nam raźniej wyjść i wrócić na Starówkę do życia.