Monodram „Nazywam się Tamara Biakow i jestem legendą” Ewy Błaszczyk został przygotowany z okazji 77. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Powstał w koprodukcji MPW i Teatru Studio, na podstawie tekstu Jacka Góreckiego. Przedstawia historię fikcyjnej postaci, słynnej żydowskiej śpiewaczki operowej, Tamary Biakow, urodzonej w getcie warszawskim w czasie II wojny światowej. Dzieciństwo miała bardzo trudne nie tylko ze względu na czas. Matkę straciła bardzo szybko, jej ojcem prawdopodobnie był Niemiec. To nie wszystko, czego dowiadujemy się o początkach życia Tamary, ale wystarczająco, aby spróbować zrozumieć jej późniejsze dramaty. W latach 60. wyjeżdża z ojcem do Stanów Zjednoczonych, podbija sceny, zdobywa sławę, prowadzi bujne życie seksualne, zakłada rodzinę, ale wciąż pozostaje „bękartem wojny”, jak o sobie mówi. „Cała przesiąknięta bólem” walczy z nim, z przeszłością, próbuje ją zabić w sobie, ale nie daje rady. Widz poznaje Tamarę w przestrzeni przypominającej szpital psychiatryczny, w którym pacjent poddany jest ciągłej inwigilacji.
Śpiewaczka całe życie zmaga się z bólem. Trauma z przeszłości staje się przeklętą. Bohaterka szuka ucieczki za oceanem, gdzie „filmy ogląda się z popcornem w pysku”, gdzie króluje Armstrong. Tamara myśli, że ten inny świat da jej sławę, a sława szczęście, czyli wszystko, o czym marzyła. Jakże rozpaczliwie wybrzmiewają jej słowa: „chciałam być dziewczynką, chciałam być dzieckiem”. Ale to wewnątrz, w niej rozgrywa się dramat, a nie na zewnątrz. Ten lepszy świat nie leczy. Ból sprawia, że bohaterka zadaje ból innym. „Czynię jedynie zło, które jest zwycięstwem, całe życie gryzę. Zazdrosna, głodna, zła zabijam życie…”. Ewa Błaszczyk z charakterystyczną dla siebie charyzmą ten dramat nam obnaża, „wypluwa” go z goryczą, zaskakuje charakteryzacją i wyglądem, ale jej wyrazisty, ostry, przenikliwy głos rani uszy, nieludzko krwawi. Sławna śpiewaczka („jestem legendą” - wciąż to powtarza) jest pokiereszowana, wiecznie samotna, psychicznie wyczerpana, resztkami sił trzyma się na powierzchni życia, choćby „kupując” młodych kochanków czy unikając ciemności i czerni (scenografia uderza bielą i światłem), ale nie może zapomnieć i nie potrafi żyć. Na wszystkie pytania odpowiada „nie wiem” - „nie wiem, kim jestem, nie wiem, dlaczego…, nie wiem”. Mówi, ale nie umie rozmawiać, nie słucha nawet siebie. I cierpi.
Jeśli ktoś chce pójść do teatru ukoić nerwy, odpocząć, pobawić się, to musi wybrać inny spektakl. Ten „wygodny” nie jest. Uwiera, ale tak, jak uwierać powinien teatr. Padają tu trudne pytania. Są nie tylko w wygłaszanym monologu. Są w gestach, w ruchu, w wyświetlanych obrazach. Pytania o sens życia w skomplikowanym świecie („Zawiedli się na świecie, który ich urodził, a potem wypluł”), pytania o tożsamość, o dobro i zło, o pamięć.