W styczniu minęło 290 lat od dnia, w którym urodził się Stanisław Antoni Poniatowski, w przyszłości ostatni król na tronie Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Gdy otworzymy „Poczet Królów Polskich”, oglądamy ich wizerunki, często tylko przybliżone i hipotetyczne, wspominamy ich dokonania na przestrzeni wielu wieków. Nosili oni polskie imiona, często powtarzające się, zakończone literami „sław”, jak Bolesław, Władysław, Stanisław. Mieliśmy też Stefana, Janów, Kazimierzy i Zygmuntów, ale również trzech z imieniem August. Tytułowe wątpliwości z pewnością miał w roku 1764 król-elekt, skoro postanowił, obejmując władzę, używać imion Stanisław August. Został Stanisławem II Augustem. Stanisławem „drugim” po królu Leszczyńskim.
„August” z pewnością dodał splendoru królewskiemu majestatowi. Okres panowania Stanisława Augusta zarówno przez historyków, jak i każdego z nas jest krańcowo oceniany. Od uznania zasług dla kultury i sztuki, po totalną krytykę za sprawy gospodarcze i społeczne, szczególnie utratę niepodległości, a w jej następstwie 123 lata rozbiorów. Czy można było jednak zrobić więcej i lepiej, czy inny kandydat na jego miejscu zapobiegłby temu?
Nie sposób w tak krótkim tekście próbować oceny dość długiego, bo liczącego 31 lat okresu panowania ostatniego króla Polski. Pozostawiając każdemu własną ocenę, przypomnijmy jednak jego sylwetkę.
Stanisław Antoni Poniatowski herbu Ciołek, urodzony w Wołczynie, był szóstym z ośmiorga dzieci Stanisława i Konstancji z Czartoryskich. Jego ojciec, twórca potęgi rodu Poniatowskich, zajmował w swym życiu wiele stanowisk zarówno w wojsku jak i życiu cywilnym, piastował m. in. najważniejsze funkcje w królestwie: wojewody mazowieckiego i kasztelana krakowskiego. Przez swoje małżeństwo z Konstancją Czartoryską związany był z Familią. Takim przydomkiem określano możny i wpływowy ród Czartoryskich, mający ambicje nawet wystawienia swego pretendenta do tronu Rzeczypospolitej.
Swoje dzieciństwo, a raczej jego brak, wspomina Stanisław August (pozostańmy już przy tym królewskim przydomku) w związku z dość nietypowym sposobem edukacji, jaki zafundowali mu jego rodzice. Kilka lat jako dziecko przebywał z nimi w Gdańsku, gdzie nie chodził do normalnej szkoły. Jego edukatorzy przychodzili do domu, nie miał więc kolegów, rówieśników z ławy szkolnej. Pierwszym nauczycielem była jego własna matka. Niewątpliwie taka edukacja przyszłego króla wyrobiła w nim poczucie własnej wartości. Dopiero jako nastolatek, po przeprowadzce do Warszawy, uczęszczał do liceum konwiktu teatynów. Zakon ten sprowadzony do Polski w 1737 roku założył w stolicy elitarną szkołę dla bogatej młodzieży szlacheckiej mieszczącą się przy ulicy Długiej. Jej wykładowcy pochodzili głównie z Włoch. Stanisław August pobierał nauki od nauczycieli wybieranych przez rodziców. Tak uczył się logiki i matematyki, języków francuskiego, łaciny i niemieckiego, później także inżynierii i architektury. Matka natomiast przerabiała z nim zagadnienia z filozofii i metafizyki.
Zgodnie z wolą ojca, jego pierwsza podróż zagraniczna miała na celu zdobycie doświadczenia wojskowego. Poznawał obozy wojskowe i twierdze. Kilkakrotne jego wyjazdy zagraniczne, to kraje Europy zachodniej: Austria, Niemcy, Holandia i Anglia. Nigdy nie dotarł natomiast, czego później żałował, na południe Europy, do Włoch – świątyni sztuki, uważanych wówczas za obowiązkowy element wyksztalcenia młodego człowieka. W swych młodzieńczych wojażach, podczas pobytu w Paryżu, w pełni salonowego życia, trafił nawet za długi do więzienia, natomiast pobyt w Londynie pozwolił mu na poznanie kultury i sztuki angielskiej. Wysoko cenił teatr szekspirowski. Na całe życie stał się anglofilem.