Na razie lista jest krótka. Henryk III, król Francji i Polski, 2 sierpnia 1589 roku, Saint Cloud, Jacques Clément. Henryk IV, król Francji, Paryż, 14 maja 1610 roku, François Ravaillac. Kto będzie następny?
Urodził się… Dziś już nie wiadomo ani gdzie, ani kiedy. Może w ojcowskiej wsi Wodniki, bowiem jak chce nieznany autor ulotnego druku „w ruskiem Województwie urodzony, gdzie się był ojciec jego z Sandomierskiej ziemie przeniósł”. A może jednak bliżej stolicy, skoro wyrok na niego wydany podaje w swojej treści, że był on „rodem ze wsi Bienkowic Województwa i powiatu Sandomierskiego”.
Zagubiło się też gdzieś po drodze imię jego rodzicielki. Wiemy tylko, że był synem Stanisława Piekarskiego herbu Topór. Ojciec zresztą wcześnie umarł... Miał dwie siostry. Jednej było Barbara, drugiej… imię zapodziało się gdzieś w archiwach. Pewnie były starsze od niego, bo już zamężne, gdy on pełnoletniości dochodził. Barbara wyszła za nie byle kogo, bo za Jana Płazę, wielkorządcę krakowskiego, ta druga zaś za Erazma Domaszewskiego, burgrabiego krakowskiego i starostę łukowskiego. A ponieważ dwa mezalianse w jednej rodzinie raczej się nie zdarzały, stąd możemy wysnuć wniosek, że Piekarscy byli rodem zamożnym. Zatem i ta część spadku po ojcu przypadająca na Michała musiała być znaczna. Czy bowiem Płaza, człowiek zarządzający królewskimi dobrami i Domaszewski rządzący Krakowem walczyliby o zarząd nad kilkoma raptem wioskami?
W młodości Michał miał nieszczęśliwy wypadek. Jaki? Tego też nikt już nie wie. Jedno wydaje się być pewne, że spowodował on uraz głowy, który miał daleko posunięte konsekwencje, być może nawet z chorobą psychiczną włącznie. Wpadał na przemian ze stanu przygnębienia w gniew niepohamowany, czego dowodem była pierwsza jego zbrodnia, którą popełnił w Krakowie. „Ten przedtem bez żadnej przyczyny, jeno z samej furii a za poduszczeniem szatańskiem, kucharza, szwagra swego Płazy, na zamku krakowskim zabił”.
Nic zatem dziwnego, iż człowiek, który posiadając po ojcu spory majątek, a nie będąc w stanie nim właściwie zarządzać trafił, wyrokiem sądu i z polecenia króla, pod kuratelę swoich szwagrów. Ci, według opinii współczesnych, niezbyt dbali o młodzieńca, prawdopodobnie bardziej zainteresowani profitami, które mogli czerpać z zarządu nad jego dobrami, niż nim samym i jego dobrostanem. Samuel Maskiewicz pisał, że „samego i nędznie i ladajako chowali”, Albrycht Radziwiłł zaś zanotował w swoim „Rysie panowania Zygmunta III”, że „Gdy Piekarski na umyśle pomieszania dostał krewni jego, Daniłowiczowie i Tomaszewski, uprosili u króla opiekę nad nim i, zabrawszy jemu dobra, wolno mu wałęsać się pozwolili, ani dostatecznie starali się o jego utrzymanie”.
Czy można się dziwić, że młody człowiek, świadom posiadanego majątku, z którego nic jednak nie mógł czerpać, szukał przyczyny tego stanu rzeczy. I znalazł go, choć nie tam, gdzie on prawdziwie był. Znalazł ją w osobie tego, który na piśmie dał przyzwolenie na jego ubezwłasnowolnienie. W osobie króla, choć ten tylko podpis położył pod wyrokiem sądu. Myśl ta coraz częściej chodząca mu po głowie, nie dawała mu spokoju.
Spokoju szukał więc w modlitwie. Głęboko religijny, młody dewot, chciałoby się napisać, godzinami potrafił długo zastygnąć w modlitwie. Ale ta nie dawała mu ukojenia na długo. Szybko wracały koszmarne myśli. Myśli o zabiciu króla, przyczyny jego nieszczęść. Gdy przebywał w Częstochowie wyznał swoje plany podczas spowiedzi. Przerażony tym, co usłyszał zakonnik odwiódł go od zbrodniczych planów, ale jak się okaże nie na długo. Sam nie mógł nic więcej uczynić, bowiem wiązała go tajemnica spowiedzi.
A plan w Piekarskim dojrzewał. Jeździł ze szwagrem Płazą na sejmy, włóczył się w okolicach królewskich rezydencji. Szukał okazji. I znalazł ją 15 listopada 1620 roku w stolicy.