„Błękitny zamek”, opowieść o rozkwitającej pod wpływem płomiennego uczucia starej pannie Joannie Stirling podbiła serca widzów i była wielokrotnie wystawiana na deskach polskich teatrów. W piatek, 4 czerwca spektakl doczekał się nowej aranżacji. Nastepnego dnia mogliśmy oglądać premierę w drugim składzie. Spektakt w reżyserii Beaty Redo-Dobber zrealizowano w Mazowieckim Teatrze Muzycznym im. Jana Kiepury.
W roli Joanny wystąpiła znakomita sopranistka Sylwia Gorajek. Jej Joanna jest delikatna, zamyślona i romantyczna – dokładnie taka, jaką być powinna bohaterka wykreowana przez Lucy Maud Montgomery. Gorajek obdarzona jest pięknym, głębokim wokalem i fantastyczną dykcją, przywołującą na myśl aktorki działające na polskich scenach przed drugą wojną światową. W bardzo subtelny sposób kreuje postać głównej bohaterki. Z zapartym tchem śledzimy niezwykłą, dokonującą się pod wpływem dramatycznych wydarzeń przemianę, jakiej ulega Joanna. Z zalęknionej i zahukanej poczwarki, pod wpływem miłości, przemienia się w przepięknego, błękitnego motyla. Sylwii Gorajek partneruje Tomasz Rak, obdarzony głębokim i zmysłowym barytonem. Rak gra ukochanego Joanny — Eddiego Smitha. Ich wspólny duet w piosence „Ofiaruj mi swoją samotność” jest jednym z najbardziej wzruszających momentów w całym przedstawieniu.
Na szczególną uwagę zasługują: mezzosopranistka Anna Lubańska oraz sopranistka Katarzyna Trylnik. Panie znakomicie odgrywają rolę upiornych ciotek nieszczęsnej Joanny. Lubańska gra wszechwiedzącą i wyniosłą Teklę, Trylnik zadufaną w sobie, obdarzoną jadowitym językiem Izabellę. Panie nie dość, że świetnie śpiewają, to dodatkowo obdarzone są dużym talentem komediowym. Osobne brawa należą się sopranistce Zuzannie Caban, która bezbłędnie kreuje rolę rodzinnej pupilki, pięknej Oliwii. Jest ona perfekcyjna w każdym ruchu. Jej Oliwia jest rozwydrzoną egoistką. Caban gra tak, jakby rola Oliwii została napisana właśnie dla niej.
Spektakl utrzymany jest w nie do końca typowej konwencji. Poszczególne sceny przerywane są przez aktora – Grzegorza Szostaka, który w spektaklu odgrywa podwójną rolę. Po pierwsze gra reżysera „Błękitnego Zamku”. Po drugie kreuje rolę przyjaciela Eddiego – Abla. Szostak prawie przez całe przedstawienie siedzi tuż przy scenie, komentując poszczególne fragmenty seansu. Innymi słowy, spektakl wygląda tak, jakby jeszcze był w fazie prób i jest to, moim zdaniem, zupełnie niepotrzebny zabieg. Historia miłości zaszczutej przez rodzinę Joanny do „awanturnika i podejrzanego typka” – jakby powiedziała ciocia Tekla — Eddiego Smitha jest ogromnie romantyczna i niesamowicie wciągająca. Przerywanie jej komentarzami w stylu: „dziękuję kochani, było świetnie” wybija z rytmu i ogromnie irytuje.
Na brawa zasługuje oprawa multimedialna. Scena w Mazowieckim Teatrze Muzycznym jest niewielka i... absolutnie nie ma to żadnego znaczenia. Na wielkim, umieszczonym w tle sceny ekranie reżyserka spektaklu Beata Redo-Dober wyczarowała świat z marzeń i snów, dzięki czemu bez problemu przenieśliśmy się z domu Stirlingów do wiejskiej chatki przyjaciela Eddiego – ryczącego Abla, oraz na tajemniczą wyspę, do domu Edwarda Smitha.
Bardzo dobrze zaaranżowane są fragmenty z udziałem baletu Mazowieckiego Teatru Muzycznego. Scena rozgrywająca się na wiejskiej potańcówce, na którą, za namową Abla, wybrała się Joanna jest świetnie wyreżyserowana pod każdym względem.
„Błękitny zamek” w reżyserii Beaty Redo-Dobber gwarantuje 150 minut dobrej rozrywki.