W Circus Kafka pracują najlepsi z najlepszych. Do teatralnej trupy należą postaci wymyślone przez Franza Kafkę oraz osoby i osobistości świata teatrzyków objazdowych, z którymi Kafka spotkał się w jakimś momencie życia i które namiętnie pokochał. Mamy więc np. Gregora Samsę, komiwojażera z opowiadania „Przemiana”, który pewnego dnia obudził się w ciele insekta. Targany sprzecznymi uczuciami Gregor (fantastycznie zagrany przez Monikę Soszkę) domaga się roli napisanej wyłącznie dla niego. O to samo walczy Madame Czyżyk (grana przez Ewę Dąbrowską), czyli Mania z Częstochowy, którą Kafka po raz pierwszy zobaczył na scenie kawiarni Café Savoy i w której zadurzył się bez pamięci. Madame Czyżyk jest mocno egzaltowana, a jej postać należy do jednej z najciekawszych w całym przedstawieniu. Podczas spektaklu poznajemy również przyjaciela Kafki — aktora i morfinistę – Icchaka Leviego (granego przez Rafała Rutowicza), siłacza Zishe Breitbarta (w tej roli znakomity Marcin Błaszak) oraz artystkę — parodystkę panów Florę Klug, której rolę kreuje Sabina Drąg.
Nie byłoby Circus Kafka bez głównego bohatera dramatu – Franza Kafki, w którego postać bezbłędnie wcieliła się cudowna Joanna Przybyłowska. Jej Franz jest taki, jaki powinien być: nieśmiały, małomówny, niemalże eteryczny i oszczędny w gestach. Franz próbuje ze wszystkich sił uwolnić się od wpływu panującej nad nim rodziny, w czym pomaga mu jego wielka miłość — Dora. To dla niej Franz postanawia opuścić rodzinny dom, wybrać się w podróż (Kafka nie cierpiał podróżować) i osiąść we współczesnej Warszawie.
Historia kreowana przez aktorów Teatru Żydowskiego rozpoczyna się jeszcze przed wejściem do namiotu. Stojąc w długiej kolejce, z wypełnionymi deklaracjami covidowymi w dłoni, zabawiani byliśmy, całkiem sprawnie, przez parodystkę panów Florę Klug. Przedstawienie odbyło się na scenie letniej, czyli na świeżym powietrzu, pod wielkim płóciennym namiotem, co było strzałem w 10-ę. Mieszanie konwencji teatralnych, tak charakterystyczne dla małych objazdowych teatrzyków z przełomu wieku, nie pasuje do sztywnych wnętrz sal teatralnych. Spektakl po brzegi wypełniony jest czarnym humorem, a postaci są mocno przerysowane, niejednokrotnie ocierają się o kicz. Aktorzy cudownie fałszują, śpiewając swoje partie, krzyczą i błaznują na scenie. Spektakl zabiera nas w magiczną podróż w czasie do miejsc, w których główną rozrywką są jarmarczne przedstawienia serwowane przez objazdowe trupy teatralne. Trupy, które kochał Franz Kafka, a magii których, my ludzie XXI wieku nie zdążyliśmy doświadczyć.
Czy Franz opuści wreszcie rodzinę i zacznie żyć na własny rachunek, nie przejmując się opiniami najbliższych? Czy mu się to uda? Po to, by się o tym przekonać koniecznie wpadajcie do Teatru Żydowskiego. Naprawdę warto.