Rzecz dzieje się w typowej polskiej wsi, w której na polu Wrońskich ląduje nieznany obiekt, zidentyfikowany przez młodego Janka jako ufo z kosmitami. Mieszkańcy wcale nie są przestraszeni, jedynie zdziwieni faktem, że kosmici przybyli właśnie do nich. Szykują się w gorączce na powitanie „gości nie z tego świata”. „Trza się przyodziać” i stół zastawić, przede wszystkim alkoholem – taka typowa polska gościnność. Jest noc, ale gospodarze i Janek „wykopują” polską czystą spod ziemi i zaczynają się nocne Polaków rozmowy o życiu, o świecie, o demokracji, o seksie i o tym, jak powitać „niebian”. Jeśli spytają, „jak sobie radzicie na tej ziemi?”, to co im odpowiedzieć? „Kłamać będziesz?” I tu zaczyna się dyskusja niemal filozoficzna, rodem z oświecenia, na miarę Szymborskiej i Herberta, czy człowiek „cierpi na niedorozwój umysłowy” i niszczy planetę, bo „glob ziemski ma na własny użytek”, czy też „nie jest taki ostatni”, przecież „multum cudnych rzeczy stworzył”. W spektaklu Ratajczaka, pozornie lekkim i zabawnym, kryje się przygnębiająca wizja ludzkości i wizja człowieka, który „niczego nie pojął”. Był świadkiem wojen, trzęsień ziemi i powodzi, jest świadkiem katastrofy klimatycznej i pandemii, ale tkwi w czterech ścianach między drzwiami i oknem i woli przy stole zastanawiać się, czym się przybyszom pochwalić.