Terapia komediowa w Och Teatrze
Jeśli „Pomoc domowa” w reżyserii Krystyny Jandy to był pierwszy oglądany przez kogoś spektakl po przerwie pandemicznej, to myślę, że zafundował on sobie prawdziwą duchową reanimację. Już od samego początku słowa i zachowanie bohaterów, a szczególnie pani Beaty, tytułowej bohaterki, wywoływały wśród widzów salwy śmiechu, które zarażały również aktorów na scenie.
Akcja tej wciągającej w wir, „zaplanowanych” przez jedną osobę wydarzeń rozgrywa się w ciągu jednej nocy w mieszkaniu bogatego małżeństwa, któremu wyraźnie doskwiera nuda, więc oboje postanawiają rozerwać się, ale w towarzystwie innym niż współmałżonek. Te „zaplanowane” zdarzenia wymykają się spod kontroli, kiedy wszyscy wpadają na ten sam pomysł pozostania w domu.
Tytułowa bohaterka – grana jak zawsze znakomicie przez Krystynę Jandę – doprowadza do łez publiczność swoją apodyktycznością, bezkompromisowością i, o dziwo, przenikliwym zdrowym rozsądkiem, którego chwilami brakuje jej pracodawcom. Nie bez powodu nie pozwala mówić do siebie „sprzątaczka”. Nie tylko dlatego, że nie sprząta i nie umie gotować (może oprócz jajek), ale dlatego, że w ciągu tej jednej nocy swoim sprytem (nie wyrachowaniem!) i trzeźwością (nawet w stanie nietrzeźwym) zarabia więcej niż niejeden biznesmen. A że nie chce stracić „pracy”, w której niewiele musi robić („Co za robota”), swoją wyrozumiałością i właśnie trzeźwością umysłu sprawia, że wszystko kończy się szczęśliwie. Jak to w komedii.
Nie można jednak tej komedii odmówić mądrości. Nie wychodzimy ze spektaklu tylko rozbawieni, ale też z pewnymi refleksjami. Pomoc domowa staje się ratunkiem dla domowego bezpieczeństwa i ratunkiem moralności małżonków. Do rangi aforyzmów urastają bowiem słowa (jeśli je wyjąć z kontekstu) takie, jak „To zależy, jak na to spojrzeć” czy „Przecież mnie tu nie ma, jestem w pociągu”. Przedstawienie poruszające ze wszystkich stron, a siła oddziaływania osobowości Krystyny Jandy przeogromna.
Marta Chodorska
17 czerwca 2020 roku