W sprzedaży jest już książka Sylwii Winnik „Dzieci z Pawiaka”. To zebrane wspomnienia ludzi, którzy jako dzieci przebywali w najstraszniejszym gestapowskim więzieniu – na Pawiaku. Książkę czyta się z niepokojem, współczuciem, ale też z wiarą w człowieka, w miłość, w solidarność.
„Strażniczka zabrała ją [mamę] na blok szpitalny. A ja przez całą noc nie chciałam się urodzić. Jakbym przeczuwała, że jestem w strasznym miejscu, w którym dzieci nie powinny przychodzić na świat, że to nie jest mój dom” - mówi jedna z bohaterek książki, Anna, urodzona na Pawiaku po tym, jak jej rodzice zostali aresztowani („wyszarpnięci nocą z mieszkania”) i rozdzieleni. Ojciec nie zdążył córki zobaczyć, choć tak bardzo na nią czekał, ona nie poznała taty. O tym, co się z nią działo po urodzeniu, dowiadywała się od mamy. Bardzo dużo dzieci rodziło się na Pawiaku, gestapowcy nie oszczędzali kobiet w ciąży, nie oszczędzali też dzieci. Równie dramatyczne świadectwa pobytu w tym „strasznym miejscu” dają ci, którzy byli starsi, kiedy tam trafili. Mieli 8, 12 czy 14 lat i teraz nadal pamiętają strach, głód, zimno i cierpienie. Pamiętają dobrze paraliż wszystkich w celi, kiedy otwierane były drzwi, pamiętają przesłuchania, jęki i krzyki zza ściany, obawę o bliskich. Ale w tych relacjach jest też świadectwo szybkiego dorastania, świadomości sytuacji i zagrożenia, a co najważniejsze, odwagi, bo i dzieci nieraz ryzykowały życiem, żeby pomóc innym.
Sylwia Winnik w zakończeniu książki wyjaśnia, dlaczego po raz kolejny pisze o dramatach ludzi podczas wojny: „Bo to ostatni świadkowie historii. Nikt później nie opowie nam już, jak było naprawdę”. Nawet ci najmłodsi, którzy być może pamiętają najmniej, ale w których więzienne piekło zostawiło tragiczny trwały ślad, chcą smutną prawdę przekazywać, aby pomóc nam wyciągać wnioski z błędów, jakie popełniała ludzkość. Autorka nie ma złudzeń co do dzisiejszej rzeczywistości, dlatego daje mówić swoim rozmówcom o niepokoju, na przykład Longinie Niedziałek: „Dziś mam osiemdziesiąt osiem lat, patrzę na świat, który mnie otacza, i jestem wstrząśnięta (…). Widzę brak szacunku, zrozumienia i nienawiść (…). Jak tak dalej pójdzie, z całą pewnością znów wybuchnie wojna”. Ten niepokój może być uzasadniony, ale wydźwięk książki „Dzieci z Pawiaka” jest inny. Są tu też wypowiedzi, i to na zakończenie, choć wypływające z dramatycznych przeżyć, z więziennej traumy, to budzące optymizm i nadzieję. Są to słowa dotyczące wiary w wartości podtrzymujące na duchu i pozwalające przetrwać najgorsze chwile, i słowa same w sobie będące wartością i nadzieją, bo pokazują wspólnotę, jaką ludzie potrafią budować, i dobro, którym potrafią się dzielić.
„Dzieci z Pawiaka” to niełatwa lektura, podczas której nieraz mocniej zabije serce i ściśnie gardło, ale trzeba ją przeczytać, bo być może właśnie to uchroni nas przed nienawiścią i pomoże rozumieć i szanować innych.
Marta Chodorska
20 sierpnia 2020 roku